piątek, 30 września 2011

"Złe Robale!" 3

3. Szczytno

- Mamo! Zabiłam już trzy pająki! Skąd się ich tyle wzięło? – zdruzgotana Kasia zdrapywała zwłoki z podeszwy.
- Chyba z Warszawy przywiozłaś – mama zaśmiała się, jednocześnie zgniatając robala obcasem. 
– Już cztery…

"Złe Robale!" 2

2. Akademik Feniks

-Pan do deratyzacji?
-Taa… Gdzie te myszy?
-416/2. Szybko i boleśnie poproszę – recepcjonistka posłał w stronę obładowanego gościa niemoralny jak i niekompletny uśmiech.
- Laleczko, dla Ciebie wszystko! – gość przeczesał dłonią po tłustych włosach, puścił oko pani laleczce i obleśnie oblizał wargi. Odpalając nieprzepisowego szluga zaczął się wspinać po schodach. Ile to już razy obiecał sobie palić tylko po posiłku. Żona, nie najlepsza, ale jedyna która spojrzała na pryszczatego szczurołapa odeszła, stwierdzając, że ślusarz Mietek spod szesnastki lepiej ją zaspokaja. Gdyby zapisał się do AA Kryśka wróciłaby zapewne, ale po co? Lubił picie i żaden tłumek przygłupich strachliwych ludzików mu tego nie wybije z głowy.
- Co to kurwa ma być?! – niedopalony szlug wypadł z otwartych ust, lecz nie upadł na ziemię, zawisł kilkanaście centymetrów w powietrzu wprawiając w ruch dziwną, nitkowatą sieć rozciągniętą od okna po drzwi. Tłuste ręce opadły mu wzdłuż bioder, a cały sprzęt z brzdękiem upadł na podłogę. Nie tani sprzęt można dodać.
- Laleczko, nie wiem, kto tam mieszka, ale takiego syfu to żem w życiu nie widział. Możesz mi wierzyć kochana, żywych myszy już tam nie znajdziesz. – Pani Sylwia, aktualnie zajęta szambiarzem Mateuszem machnęła szybko i niedbale w kierunku drzwi, dając Felkowi do zrozumienia, że nie jest już zainteresowana jego zalotami.
-Ale… te myszy… - zdenerwowana pani Sylwia wstała – Są czy ich nie ma?!
-No nie ma ich, ale…
- Nie ma, to po sprawie. Przyszedł pan zlikwidować myszy, nie ma ich więc koniec pana pracy.
-Ale pająki… sieć…
-Panie Felku, idź pan w cholerę już. Od pająków to, kto inny. 

Opowiadanie pt. "Złe Robale!"

1. Dworzec PKS Częstochowa


Wracała zmęczona, zła głodna. Wypiła o jedno piwo za dużo. Mimo całego planowania drogi, pakowała się pospiesznie rano, myjąc zęby i szukając portfela w całym tym barłogu. Kasia pojechała, a samotna noc z myszami, bez chociażby lampki nocnej nie podobała jej się wcale. Chętnych wśród studencko leśnej braci nie brak na upojenie alkoholowe.
„ILE JESZCZE!”
Głosy w jej głowie, huczące, grzmiące młoty pneumatyczne rozsadzały jej czaszkę.
„Pająk robi sieć na Twojej walizce. Sieć. Kurwa. Pajączek biega i wpierdala muchy. Wpierdala je obok Twoich KANAPEK. Żarcie, żarcie!”
- Sio! – zrzuciła pająka i dalej zapadła w drzemkę.
„Nie zabijaj, ZABIJ! Nie zabijaj!”
-Zamknąć mordy! Chce iść spać…
„Nakarm nas. My głodni!”
- Dajcie mi spokój, chce do domu!
„Karm! Daj jedzenia! NAKARMNASNAKARMNASKARM!”
Zjadła pospiesznie batona.
„JESZCZE GŁÓD!!”
-Cicho! Bo już nie nakarmię nigdy!
„okokokokok”
-Sio! – kolejny pająk wędrował po walizce. – O co chodzi? – wokół uchwytu błyszczała w zachodzącym słońcu nić. Złapała ją chcąc wyczyścić rączkę, ale okazała się dziwnie klejąca i mocna.
-Jebany robal!

Geneza drugiego opowiadania.

Zaczynam od drugiego opowiadania tylko dlatego, że pierwsze zaginęło w bożonarodzeniowych porządkach i zapewne znajdzie się... za kilka miesięcy. Powiem może trochę o tym jak powstało to drugie moje dziecię. Otóż jadąc do domku z Warszawki, siedząc w Częstochowie na pięknym dworcu PKS zobaczyłam pająka chodzącego po walizce. Gonił go drugi, większy robal. Będąc dziecięciem na wsi wychowanym nie straszny mi pająk, ale zdziwiło mnie to, że te gadziny tak swobodnie hasają po cudzej rzeczy. Potem minął mnie starszy pan, który na ramieniu miał pokaźnych rozmiarów babie lato. Rozumiem, jest jesień, wszędzie tego pełno, ale bez przesady proszę... Nagle obok mnie usiadł dziadziuś. I skubany (pająk, nie dziadziuś) zrobił sobie przejście z dziadka pleców do słupka stojącego między mną, a starszym panem. Wtedy wyciągnęłam zeszyt i zaczęłam pisać. Zapisałam stronę, a w tym czasie pająk połączył nitką mój długopis z słupkiem i swawolnie biegał od jednego do drugiego. Nie zwróciłabym na to uwagi, gdyby nie fakt, że wszyscy z pana dziadka zaczęli się podśmiechiwać. Otóż starszy pan miał na plecach splątaną pajęczynę, a żaden znieczulony człek nie podszedł, nie odezwał się. Stali i za plecami biedaka pokazywali palcami cudo na jego plecach. Sumienie mnie ruszyło, wstałam i powiedziałam "ma pan pajęczynę na plecach". Niestety, albo dziadek źle odczytał moje intencje, albo był po prostu zły, bo nie chciał mojej pomocy, odtrącił moją rękę, spojrzał srogo, mruknął "dużo tego cholerstwa" i siedział dalej z pajęczyną na zacnych plecach... No cóż, nic nie mogłam więcej uczynić, ale przynajmniej byłam spokojna o moje sumienie - chciałam pomóc! We wcześniejszym poście życzyłam Wam dobrej nocki. Ale chyba zmieniłam zdanie, nie idę jeszcze, jak to mawiał mój tata, do HONOLULU.

Na początek ^^

Na początek chciałam wszystkich przywitać. Na razie mój blog skromny, pusty, jednak wkrótce... Wkrótce, mam nadzieję, że wszystko się zmieni. Franek Mąciwoda to moje twórcze alter ego. Ujawnia się w czasie nicnierobienia i wyczynia cuda w mojej głowie. A szczególnie wielki bałagan, który da się opanować tylko chwytając za broń - długopis. Piszę na wszystkim, co akurat mam pod ręką. Bilet, paragon, notes, śmieci z kieszeni...itp itd Ostatnio jednak udaje mi się nosić przy sobie zeszyt co już jest ogromnym postępem. Franek Mąciwoda lub jak kto woli Agnieszka Nowakowska urodził/a/o się w Częstochowie dwadzieścia lat, 41 dni, 7 godzin i 5 minut temu. Żyje sobie do tej pory radośnie hasając po łąkach i lasach, strasząc dziki, zrywając kwiatuszki. Grzeczna dziewucha z fiu bździu i tęczą w głowie. Tęczą w głowie i na zewnątrz również. Szary świat to smutny świat... Równie smutno byłoby gdyby nie istniała wyobraźnia. Chyba czas spać... aaa kotki dwa. Dobranoc kleszcze na noc...